La Vuelta 2016 etap 5

Za nami 5 odcinek Vuelty, miał być dzień wolny a wyszło jak zawsze 🙂 ale od początku. Zaczęło się od deszczu, już na starcie honorowym a to nie wróżyło wiele dobrego. Sytuacja nie zmieniła się przez kolejne jakieś 80 km, czyli mokro, ślisko, chłodno i szybko. Szybko bo z przodu jak spuszczony ze smyczy gnał do mety Tiago Machado który nawet nie potrzebował towarzystwa bo zgubił swojego ucieczkowego kolegę daleko przed jedynym punktowanym podjazdem.

Czasem się zastanawiam jaką to trzeba mieć psychę, jakie nogi i jaką tolerancję na ból, żeby spuścić sobie taki łomot. Ale znam się z Tiago nie od dziś i wiem, że On potrafi cierpieć, co udowadniał na wyścigach, choć zazwyczaj w bardziej rozsądny sposób. No ale na takim wyścigu jak Vuelta każdy szuka swojej szansy na zaskoczenie peletonu. Jemu się to udało, bo ze 170 km jakie były dzisiaj w planie dobre 130 zrobiliśmy w wężu, jeden za drugim brzegiem jezdni z prędkością przelotową niejednokrotnie oscylującą w okolicy 50 km/h.

Dlatego na początku napisałem, że wyszło jak zawsze, bo nie odpocząłem dzisiaj nic a nic. Mam nadzieję, że moje samopoczucie to chwilowa słabość, bo dzisiaj było mocno średnio z moimi nogami, nie wiem czy to wpływ deszczu i spadku temperatury, czy skumulowało się wszystko czyli doszły do tego trudy poprzednich etapów. Markus czyli mój masażysta twierdzi, że jest ok, no coż … nogi bolą mnie a nie jego, ale skoro pod ręką nie wyczuwalne są zmiany i mięsień jest ok, żyć trzeba nadzieją, że to przejściowy stan.

Jutro. Jutro trzeba przypilnować odjazdów, większa grupa ma szanse dojechania do mety. Końcówka owszem jest bardzo wymagająca, dużo cięższa niż dzisiaj, przypomina raczej Amstel lub Liege ale nie znaczy to, że ktoś będzie mocno gonił. Na pewno jeśli w odjeździe będzie ktoś z Orica i Etixx może to dojechać do mety. Tak więc czujnie od startu z przodu bo może uda się wykroić kawałek tortu dla siebie. Jeśli nogi dalej będą średnio dobre, chyba odpuszczę plan A i wdrożę w życie plan B czyli tylko i wyłącznie etap bez jakiejkolwiek zaginki o KG.

Wczoraj podczas naszej video-konferencji z Wami, tu bardzo dziękuję za tak liczną widownię i dużo pytań, mówiłem, że dzisiaj będzie co nieco o dodatkowych km jakie robimy podczas takiego wyścigu jak Tour czy Vuelta. Oficjalnie Vuleta oficjalnie ma długość 3315,4 km, swoją drogą zastanawiam się jak przy takiej organizacji wyliczyli tą 4 po przecinku, ale do rzeczy.

  • Każdy etap zaczyna się odcinkiem neutralnych czy też honorowym zwał jak zwał, zazwyczaj jest to od 4 do 10 km tak jak dzisiaj, przyjmijmy że średnia dzienna to 7 km, po odjęciu 2 jazd na czas daje nam to wynik 19×6 = 133km.
  • Do tego zawsze trzeba przed startem, podjechać podpisać listę, wrócić do autobusu, pojechać na start, czasem do miasteczka na kawę i ciastko a po etapie do autobusu. O tylo o ile parkingi rano są blisko startu, zazwyczaj nie dalej jak 2 km to po etapie już jest różnie. Bywa, że po etapie z metą na podjeździe do autobusu mamy nawet około 10 km, w dół ale zawsze to czas w siodle. Powiedzmy, że średnia dzienna takich dojazdów tu i tam to 5 km. 5X21 = 105 km.
  • Po etapie bardzo często kręcimy jeszcze na rolkach, tak żeby trochę wyciszyć i uspokoić organizm, odkwasić mięśnie i wprowadzić je w stan regeneracji. Przed każdym etapem który zaczyna się podjazdem, również dobrze pokręcić się trochę na rolkach, żeby rozgrzać nogi. Załóżmy że średnio dziennie robimy na rolkach 3 km / bo nie zawsze trzeba, a czasem trzeba więcej – przed etapem/ 3×19 = 57 km.
  • Jazdy na czas, ta drużynowa i ta indywidualna. Dobrze jest znać trasę, trzeba zrobić dobrą przynajmniej 30o minutową rozgrzewkę, później wyciszenie organizmu. Znów się tego trochę uzbiera. Powiedzmy, że 100 km bo 2 objazdy trasy, 2x rozgrzewka, 2x wyciszenie.
  • Dwa dni wolne nie znaczą, że leżymy i nic nie robimy. Półtorej godzinki x2 = 3 godziny. Ze średnią 30 km/h to 90 km jak by nie patrzeć.

Razem daje nam to około 485 km a i tak myślę, że to jest dolna granica, bo śmiało możemy zakładać 500. Ręka do góry kto z Was robi 500 km w trzy tygodnie? Może jakiś challenge typu 500 km przez najbliższe trzy tygodnie. Bo ja te 500 muszę dodać do całej reszty km oficjalnych i wychodzi nie inaczej jak 3815,4 km. Całkiem całkiem wynik.

I na koniec. Jak się zabija czas gdy autobus parkuje na parkingu dla ekip 90 min przed startem ? Można np. wpaść do miasteczka i odwiedzić fryzjera 🙂

Zapraszam jutro, ogłosimy konkurs, nagroda jest super. A tymczasem lajkujcie, udostępniajcie posty i spokojnej nocy. Jutro śpię do 10 🙂