TDF 2016 etap 17

Etap po przerwie więc wielkie wyczekiwanie jakie będą nogi. Te w sumie były niezłe, ale wypsztykałem się na pierwszych 75 km a jak przyszło do podjechania pierwszego podjazdu nie było czym cisnąć, żeby zabrać się w ucieczkę. Tak więc kolejna szansa na dobry wynik odjechała. Później już tylko oszczędnie do mety bo nie było sensu się zaginać o pietruszkę. Szkoda tego dzisiejszego dnia bo nie maiłem nosa do dobrego odjazdu, byłem w tylu grupkach które już prawie prawie odpuścili ale jednak, zawsze znalazł się ktoś komu nie pasowało. Teraz w trzecim tygodniu trzeba bardzo rozsądnie dozować siły i przeciążenia mięśni, bo wygląda to tak, że jest fajnie fajnie a nagle bam i nie ma prądu w mięśniach. No cóż, powinienem był przewidzieć, że walka o odjazd będzie szła aż do pierwszego podjazdu, ale z drugiej strony nigdy nie wiadomo, bo tak jak mówiłem grupa kilka razy chciała coś szybciej odpuścić. Oczywiście nie ma wymówek, powinien od nas tam ktoś być, a nie było nikogo, ciekawy jestem najbliższej odprawy.

No ale nic, jedziemy dalej, taki jest Tour, podobnie było w zeszłym roku, gdy robiłem co się dało, żeby złapać się do odpowiedniej grupy, a ta jechała kilometr później. Taki czasem bywa.

Jutro ITT takie nie wiadomo jakie, trochę po płaskim, trochę pod górę ale rower normalny, lekki tylko koła wyższe i przystawka na kierownicy. Sam jeszcze nie wiem jak pojadę, raczej spokojnie, nie ma się o co zaginać tak prawdę mówiąc. Lepiej trochę zaoszczędzić sił na ostatnie dwa etapy. Dwie szanse … mało, coraz mniej, ale samopoczucie jest dobre, oby tylko dopisało szczęście.

Tagi: