Moja pierwsza Vuelta
Stary już jestem jak na kolarza zawodowego a za mną dopiero pierwsza Hiszpańska Vuelta. To dobitnie pokazuje ile lat zmarnowałem zanim udało mi się wyrwać do świata prawdziwego kolarstwa. Z drugiej jednak strony nie były to lata całkiem zmarnowane, miałem dobrych nauczycieli z których lekcji korzystam do dziś. Stojąc więc gdzieś po środku pokuszę się o podsumowane Vuelty.
Wyścig bardzo przypadł mi do gustu, kolorowy, ładny, dobrze zorganizowany. Ciężki ale wszystko na granicy rozsądku. Bez tryptyków po 7 godzin i 6km przewyższeń, etapy głównie pomiędzy 160 a 200 km za to urozmaicone od samego początku aż do mety. Dużo finiszy na podjazdach i szybkie tempo etapów sprawiły że te trzy tygodnie zleciały bardzo szybko.
Vuelta to jeden z niewielu wyścigów na świecie gdzie można się solidnie wyspać, fakt, że spać chodziłem około 23:30/północy ale spałem niekiedy do 9 rano, to ważne przy takim wysiłku, gdyż sen jest najważniejszym czynnikiem regeneracyjnym. Dobra pogoda na przestrzeni całego wyścigu (pomijając dwa dni w Pirenejach), bezpieczne, szerokie drogi sprawiły że wyścig był bezpieczny, obyło się beż żadnych efektownych kraks.