Tdf 2016 Etap 6 + #huzar shot

Typowy przelotowy etap na TDF. Kolarzy do ucieczki wręcz wypchnięto na siłę z grupy 🙂 pokazali się, pokazali sponsorów, zgarnęli premie, czerwony numer i trochę kasy po drodze. Ale główne skrzypce grali sprinterzy.

Tempo etapu równe i szybkie, cały czas boczny sprzyjający wiatr, niezłe z czasem całkiem dobre drogi. Generalnie plan na etap był prosty. Jan w odjazd, Shane na finish, reszta w kołach. Ja chciałem przejechać ten etap najspokojniej jak się da, nogi po wczorajszym piekły, szczególnie na zlokalizowanym lekko pod górę starcie. Na szczęście grupa była tam łaskawa. Do mety daleko Touru, jest kilka ciekawych etapów po drodze do Paryża. Na Klasyfikację generalną nie jadę i nawet o niej nie myślę. Nawet gdybym się wzniósł na wyżyny swoich możliwości nie skończyłbym tego wyścigu w pierwszej 40. Nie ma więc kompletnie sensu się zaginać o pietruszkę. Lepiej oszczędzać nogę gdzie się da i wykorzystać to później gdy nadarzy się okazja.

Dzisiejszych kilka parametrów:

średnia moc 165 watt

moc NP 236 watt

TSS 173

kalorie 2810

max puls 165 ud/min

średni puls 114 ud/min

Tak jak pisałem wcześniej, czegoś nauczyłem się na poprzednich edycjach wyścigu ale widzę, że nie tylko ja. Efektem czego jest być albo nie być, czyli walka na etapach które mają sens, czy też szanse dojechania do mety. Kiedyś nie było zmiłuj się, byle w odjazd, byle do przodu, nie ważne jakie są szanse powodzenia. Teraz każdy bardziej kalkuluje, szanuje nogi, szachuje siłami. Bardzo dobrze bo po pierwsze jest dużo bezpieczniej, ludzie są mniej zmęczeni ale za to szybciej jadą jak muszą. Efektem tego jest to, że pierwszy raz od X lat do 7 etapu stanie cały peleton, czyli mamy jak na razie zero abandon.

Jutro bardzo ciekawa meta, a raczej góra przed metą. Ciężka, długa ale etap teoretycznie nie dla uciekinierów. Ale Ci będą próbować aczkolwiek lider raczej juto się wybroni. BMC będzie miało dużo pracy szczególnie na finałowym podjeździe choć ten już w nogach Grega. Col d’Aspin czyli 12 km o średnim nachyleniu 6,5 % a później 7 km wariackiego zjazdu do mety.

Ja jutro jadę w kołach. Tak jak mówiłem, jeszcze odpoczywam. Chcę popróbować przed dniem wolnym.

Ale to że ja nie zamierzam się szarpnąć, nie znaczy, że nie będzie chętnych. Jak daleko dojdą, tego nie wiemy na pewno a scenariuszy może być kilka. Dlatego konkurs będzie wypośrodkowany.

Konkurs na etap 7. Typujemy pierwszą 3 kolarzy na szczycie górskiej premii pierwszej kategorii która jest na 155,5 km wyścigu czyli 7 km przed metą. Mogą być faworyci, mogą jeszcze uciekinierzy albo ich resztki. Udanej zabawy życzę.