TDF 2016 etap 14

Kolejny dzień przybliżył nas do dnia wolnego. Dzisiaj jakoś tęskno mi było za luźniejszym dniem, najlepiej dniem wolnym. Nogi jakieś takie dębowe choć wczoraj nie było ani lekko ani ciężko, samopoczucie i chęć do jazdy też jakaś taka mizerna, zakładam że to przez ten wiatr. Ale to chyba stan umysłu zawodowca, gdy wiesz, że cały dzień będzie pod wiat a ten ma wiać 70km/h w pierwszej części wyścigu i około 45 km/h w finale etapu, zapowiada to mozolną podróż na kole w kierunku prysznica w autobusie i hotelowego łóżka. Dzisiaj każdy jak jeden mąż szukał koła w potocznej kolarskiej mowie, czyli szukał kogoś za kim można się schować, żeby tylko zaoszczędzić trochę siły w tych warunkach pogodowych. Pierwsze km mozolne, nikt nie chciał nawet jechać w odjazd, zapowiadał się bardzo ale to bardzo długi dzień. Bo gdy nie ma zająca nie ma i pościgu, a jak nie ma pościgu to jest big-bit i średnia prędkość poniżej 30 km/h. No cóż bywają i takie dni na TDF, pisałem już że wyścig się zmienia, gdy mają walczyć sprinterzy i nie ma dla nich żadnych przeszkód po drodze, to mało kto ma ochotę wycinać nogę. Za to jutro będzie się działo. Jutro na moje to ze 150 chłopa szykuje się w odjazd. Jutro Rafał jedzie po koszulkę i przy okazji po etap, ja jak się uda i dopisze szczęście być może też wstrzelę się w grupkę dnia.

Dzisiaj bardzo ładnie pokazał się Czarek, wiadomo, że jutro miałby ciężko, to nie jego specyfikacja etapu dlatego fajnie, że pojechał dzisiaj. To jest TDF, tu trzeba brać co wyścig daje. Jak daje możliwość pokazania się kibicom, rodzinie i ogólnie z dobrej strony, gdy jest możliwość zaprezentowania koszulki i sponsorów to trzeba to robić. Czasem musi wygrać marketing.

Ja dzisiaj starałem się przejechać oszczędnie jak się da, pół dnia przegadałem z Rafałem, trochę z Bodziem a w końcówce to już z nikim nie dało się pogadać tylko palec na cynglu od hamulca i pełna czujność. Na szczęście obyło się bez większych przygód w końcówce, Sam zafiniszował 12 choć wiemy, że stać go na więcej, ale ze złamanym palcem i jak by nie było sporym dyskomfortem i jednak strachem to i tak bardzo przyzwoity rezultat.

Cieszy coraz większa liczba kibiców na trasie, serio ale my zawsze wypatrujemy biało-czerwonych flag i choć nie zawsze jest okazja czy czas żeby pomachać to Wasza obecność jest bardzo budująca.

Dzisiaj fajny hotel, Best Western przy polu golfowym, wreszcie będzie można spać przy otwartym oknie i co najważniejsze zostajemy tu 2 dni. Pokój wygodny i duży, nie trzeba wybierać czy otwierasz drzwi do łazienki, walizkę czy okno. W nocy po drodze do łazienki żeby zrobić siusiu, z pół zamkniętymi oczami niemal jak lunatyk wiesz, że nie przywalisz małym palcem w kant łóżka albo szafkę nocną bo w przejściu można by śmiało wstawić jeszcze dostawkę. No i do tego znów jedyneczka czyli full komfort psychiczno-fizyczny. Dobrze mieć swoje lata i układy z maserami którzy robią hotel 🙂 korzysta też na tym Czaruś, bo jak ja mam jedynkę ma i On. Jutro spać można do … 9:30 bo plan dnia zapowiada się następująco:

śniadanie od 8:45 ale ponieważ start jest o 12:55 ja idę na śniadanie o 9:40

wyjazd z hotelu o 10:30 transfer do startu 40 km

start neutralny 12:55 oficjalny 5,5 km dalej

bufet na km 87

premie górskie 23, 52, 63, 79, 113 i 146 km

sprint na km 71

finish time około 17:30

do hotelu z mety 90 km

kolacja 20:30