Pierwszy tydzień TDF

Witajcie

Za mną pierwszy z trzech bloków na tegorocznym Tour de France. Aktualnie jestem w Pau gdzie mamy akurat hotel na wypadający dzisiaj dzień wolny. Zostajemy tutaj przez kolejne dni bo będziemy się kręcić trochę po okolicy.

Kilka zdań podsumowujących te pierwsze 9 etapów. Pierwsze dni to żadna nowość, czyli typowy TDF: stres, nerwy, pchanie, kraksy. Do tego doszedł jeszcze wiatr i deszcz który dodatkowo utrudniał rywalizację i zwiększał napięcie. Dlaczego ten pierwszy tydzień jest taki ciężki i niebezpieczny ? Ano dlatego że jest płaski, każdy jest świeży i każdy czuje się na siłach i walczy o jak najlepszą pozycję w peletonie. Do tego jeszcze dochodzą informacje od DS jadącego w samochodzie o niebezpiecznych zakrętach, mostkach, wąskich drogach, wietrze i opadach. Skąd takie szczegółowe dane – otóż chwilę przed wyścigiem, przejeżdża trasą nasz samochód i kierowca zdaje relację o wszelkich niebezpieczeństwach do tyłu, od głównego DS a ten przekazuje to nam. Problem polega na tym, że większość ekip stosuje takie zagranie więc większość wie, że na km np.: 150 jest wąski niebezpieczny mostek i każdy chce tam być jak najbliżej. Więc bywa tak że na pierwszych etapach kolarzom takim jak ja, którzy mają problem z utrzymaniem dobrej pozycji w tym kotle, jest strasznie ciężko, lub wręcz jest to niemożliwe aby dopchać się do przodu.

Po pierwszym tygodniu stwierdzam ponownie, że jechać taki wyścig z myślą o klasyfikacji generalnej to wielki wyczyn, a tymczasem jeszcze nie wjechaliśmy nawet w góry.

Tak więc pierwszy blok za nami. Mieliśmy wiatry, deszcz, ranty, bruki, sztywne Belgijskie podjazdy.

Dla mnie najważniejsze, że dojechałem do tego dnia w miarę cały, zaliczyłem tylko jeden upadek po którym praktycznie nie ma już śladu. Nie jestem zbytnio zmęczony, czuję się ok i liczę na to, że będę mógł coś więcej ugrać w cięższym terenie.

Ale coś tam już mam. Pierwsze wejście na podium, nie pierwsze podium ale pierwsze wejście na podium, gdy odbierałem nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza 8-go etapu. Fajne przeżycie, duże emocje i jakieś tam spełnienie marzeń, zobaczyć scenę od drugiej strony. Na razie to mój największy sukces na tegorocznym TDF. W sumie nie taki mały bo tylko kilku kolarzy dziennie wchodzi na podium. Mieć zdjęcie z podium, mieć pamiątkę z podium, mieć wspomnienia z podium TDF to nie mała rzecz, nawet jeśli to tylko i aż czerwony numer najbardziej walecznego zawodnika etapu.

Teraz przed nami kolejny blok, siedem etapów, siedem dni ścigania, głównie po górach więc będzie ciężko i czasem bardzo szybko. Teraz lepszy dla mnie. Po zeszłorocznej edycji jestem dużo bogatszy w doświadczenia z tego wyścigu, jeśli noga będzie dobra i dopisze szczęście – mentalnie jestem przygotowany na kilka dobrych etapów. Co z tego wyjdzie czas pokaże.

Trzymajcie kciuki i odwiedzajcie mój fanpage na facebooku gdzie codziennie wieczorem krótkie podsumowanie etapu i jakieś zdjęcia.

https://www.facebook.com/BartoszHuzarskiOfficial

Pozdrawiam huzar.