Mistrzostwa Polski start wspólny

11222437_677124402422799_7383086744708364991_oDużo by można pisać o niedzielnym wyścigu elity, na pewno był ciekawy, emocjonujący i napisany scenariuszem którego mało kto się spodziewał. Ja tak jak powiedziałem podczas konferencji prasowej jechałem sam ale miałem wsparcie wspaniałych kibiców na trasie, którzy naprawdę stanęli na wysokości zadania prawdziwego kibica.

O trasie słów kilka. Niby na papierze lżejsza niż zeszłoroczna, ale jak to zawsze jest, to kolarze decydują o trudności trasy, w tym roku poprzeczka została postawiona wysoko, dodatkowym utrudnieniem był mocny wiatr wiejący w jedynym miejscu gdzie teoretycznie można było odpocząć czyli na odcinku Świątniki-Sobótka. Reszta trasy albo wznosiła się albo opadała. Przez cały dystans wyszło nam 2570 metrów przewyższenia co jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Ale po czasach na mecie można wywnioskować, że było ciężko.

11698904_677126695755903_2970213794235168181_oO wyścigu. Taktyka była prosta, scenariusz jakiego mało kto się spodziewa, czyli od startu full-gas. No i oczywiście tutaj zawaliłem temat bo w decydującym momencie gdy tworzył się odjazd, byłem źle ustawiony w peletonie i odjazd pojechał beze mnie. Dlatego późniejsza pogoń, prawie 180 km bardzo dużo mnie kosztowała. Byli kolarze którzy chcieli współpracować, byli też tacy którzy nie chcieli/nie mogli bo wiadomo, jeden wyścig rozgrywa się w peletonie, drugi w kolumnie samochodów pomiędzy dyrektorami. Suma sumarum na około półtorej okrążenia do końca udało mi się dołączyć do końcówki, już wtedy byłem bardzo zmęczony, na podjeździe pod ul. Gancarską wjechałem jako ostatni, ale doszedłem na krótkim zjeździe w kierunku rynku, odpocząłem na finiszowej prostej i pogoniłem za atakującym 11709766_677109595757613_5733511031476329993_o Pawłem Bernasem. Sam nie wiem skąd wziąłem na to siły, ale jakimś cudem udało się zacierpieć na szczyt podjazdu pod Strzegomiany, poprawić później na dojeździe do Będkowic gdzie wiało lekko z boku i już poszło. Niestety na mecie nie miałem już sił, próbowałem kilku ataków wcześniej na dojeździe do Sobótki ale wszystko to było pod kontrolą współtowarzyszy ucieczki.

Nie mniej jednak jestem zadowolony z mojej jazdy, nie przeliczałem za wiele, jak już odjechałem cisnąłem ile sił. Parametry mojego miernika mocy potwierdziły moje odczucia z trasy, średnio 270 watt z zerem przez 5:40min to bardzo dobry wynik jak na taką trasę. Tak jak powiedziałem przed startem – ja tu jadę dla mojej Akademii, dla dzieci, żeby widziały, że można walczyć, jak się walczy. Dla potencjalnych sponsorów, żeby zobaczyli, że huzar jeszcze nie odchodzi, że można wykorzystać mój potencjał reklamowy. Brakuje mi wsparcia lokalnego rynku, ale ponieważ w mojej głowie siedzi już tylko TDF, nie mam teraz czasu na żadne dodatkowe rozmowy, ale jak wrócę na pewno będę walczył o kolejne fundusze dla Akademii, już pod następny rok, bo zbyt fajnie się to rozwija i nie możemy zmarnować takiej szansy.

Tymczasem D-4 #ROADTOTDF