La Vuelta 2016 etap 7

Siedem dni za mami, jeszcze trzy musimy przebrnąć, żeby złapać trochę oddechu w pierwszym dniu wolnym. Organizm cierpi, gorąc i tempo doskwiera wszystkim, widać to gołym okiem jak tylko tempo peletonu wzrasta. Gdy u mnie na liczniku pojawia się 100% ftp jest jedno wielkie przetasowanie w grupie. Nie inaczej było dzisiaj ale po kolei.

Zapowiadał się fajny dzień, miało mocno nie wiać, choć to tylko w teorii, miał pojechać mały odjazd i miał być finisz z większej grupy. Ogólnie etap miał być dla sprinterów i suma sumarum był tylko, po jakich bojach. Zaczęło się w sumie niewinnie i spokojnie, mały odjazd całkowicie pod kontrolą grup które w swoich szeregach mają najlepszych tu zawodników na płaskie końcówki. Etap krótki bo tylko 158 km czyli jakieś 4 godziny jazdy, teoretycznie zapowiadał się dzień wolny nie licząc ostatniego podjazdu. Troszkę całą zabawę psuł mocniejszy w środkowej części etapu wiatr który nie mógł się do końca zdecydować czy wiać w twarz czy lekko z boku. Efektem czego większość etapu spędziliśmy w wężyku, ale nie to jeszcze było najgorsze.

Później swoje karty na stół wyłożyła Astana, podkręcili tempo tak, że momentalnie połowa grupy została odczepiona, to jest właśnie ten efekt gorąca, tempa i jak by nie patrzeć ciężkich etapów. Na ostatnim podjeździe kilka mniejszych grupek z przodu ale ostatecznie dwuosobowa ucieczka została zlikwidowana jakieś 150 metrów przed metą. Na ich szczęście uciekali raptem kilkanaście km a nie cały dzień. Kraksa na ostatnim km, jedyny zakręt w końcówce który wymagał trochę koncentracji i uwagi, niestety niektórzy jak widać albo mają z tym problemy, albo za dużo ułańskiej fantazji. Leżał znów Alberto, ten to ma pecha w tym sezonie i to na tak ważnych wyścigach, 2x TDF i raz /jak na razie/ tutaj.

Ja dzisiaj przejechałem z przodu, nie bez bólu ale przejechałem, myślę, że może ze 30 ludzi sobie leci, reszta wyraźnie się męczy, gorąc choć nie jakiś straszny, bardzo wymagający teren bo przecież codziennie robimy min 2,5 tyś metrów przewyższenia, do tego bardzo długie transfery. To wszystko daje się we znaki. Tak się dzisiaj zastanawiałem, jak tak dalej pójdzie, kto będzie jechał w trzecim tygodniu 🙂 ?. Jutro do pokonania 181,5 km. Większość po płaskim oprócz ostatniej premii dnia, czyli Alto de La Camperona 8,5 km o średnim nachyleniu7,4 % ale najbardziej stromy moment to 25% a ostatnie 3,5 km cały czas pomiędzy 10 a 20% nachylenia. Jutro 39×32 bo inaczej pęknie mi kręgosłup 🙂 dylemat miałem tylko z wyborem roweru, czy górski lżejszy o jakieś 150-200 gram czy aerodynamiczny o wiele szybszy. Ponieważ mamy do pokonania ponad 170 km po płaskim i dość wietrznym terenie, stwierdziłem, że zyski z aerodynamiki będą ważniejsze niż z wagi roweru na ostatnich w sumie 4,5 km.